czwartek, 2 lutego 2012

Browar Belgia

Zapewne każdy kielczanin słyszał kiedyś wzmianki o browarze "Belgia", mniejsze grono miało okazję także rozkoszować się smakiem produktów. Wiele osób wciąż zachodzi w głowę, gdzie podziały się sztandarowe marki reprezentujące Kielce? Ano właśnie. Pierwszy browar w Kielcach istniał w latach 1875 - 1965. Czyli grubo dziewięćdziesiąt lat! Po tak długiej przerwie, wznowiono pracę przy ulicy Witosa i już w 1992 roku powstał regionalny Browar Kielce. Niespełna po trzech latach, do spółki dołączyła firma Palm Breweries NV, która została głównym udziałowcem. Właścicielem tej firmy był Belg, stąd browar przeszedł "bierzmowanie" i został okrzyknięty "Browarem Belgia". Po upływie dwóch lat, w 1997 roku, właściciele przenieśli swe przedsięwzięcie do Dymin. Dlaczego? Przede wszystkim budynek przy ulicy Witosa był znacznie mniejszy, a do tego ograniczał moce przerobowe. Wykorzystywana przestrzeń nie umożliwiała spożytkowania całego potencjału. I tak oto dawne zakłady przetwórstwa już w 1999 roku zmieniły się w większy regionalny browar. Działka o wielkości osiemdziesięciu hektarów umożliwiała uwarzenie nawet miliona hektolitrów piwa. To naprawdę dużo. Browar Belgia warzył piwa zarówno dolnej, jak i górnej fermentacji. No cóż, nie powinno więc dziwić nikogo, że piwa górnej fermentacji uchodziły za dziwolągi - inne drożdże oznaczały automatycznie inny smak, znacząco różniący się od tradycyjnych, wszystkim znanych pilsów. Kolejny mankament - ludność kielecka jest nieco uprzedzona znaną wszystkim "Zemstą Jędrzejowa". Pomimo tego, że popyt na piwo za czasów Słonecznego był zadowalający, z samą dostępnością bywało różnie. Często trunek ten przyjeżdżał do sklepu skwaszony bądź nieświeży, co wynikało raczej z niedopilnowania magazynierów. W tamtych czasach poczta pantoflowa działała lepiej od reklamy - bowiem kolejki po świeżą partię były porażające. Nieprzyjemne skojarzenia sprawiły, że w pewien sposób uprzedziło to kielczan do eksperymentów, a złe wspomnienia utkwiły w pamięci niektórych mieszkańców do dziś! Z takim oto rynkiem zmagać musiały się kieleckie Ale, które na tle uprzedzeń uchodziły za zepsute, a nawet... niedobre. Nie trudno więc się dziwić, że refermentowane w butelce piwo z góry było przekreślane. Ponadto nowo wymyślane brandy nie trafiały w gusta piwoszy. Palm, piwo Belgia Wiśniowe, czy piwo pszeniczne uchodziły za dziwactwo. Nie ma się co dziwić, nie wszystko da się wypić w kilka sekund za winklem pod sklepem. Niewykluczone, że browar ten białby większą rację bytu w innym mieście, lub nawet kraju. W moim odczuciu, lepszym wyborem byłaby Anglia, gdzie piwa typu Ale "górują" nad lagerami. Po takich "perturbacjach", szybujące w górę przedsięwzięcie zwane Browarem Belgia zaczęło pikować w dół. Inwestycja nie zwróciła się, a próba podbicia rynku znanym wszystkim Grünengoldem wprowadzonym w 2005 roku zakończyła się fiaskiem, ponieważ firma Palm Breweries NV już w 2007 roku podpisała umowę o sprzedaży browaru z korporacją SABMiller, znaną wszystkim polakom jako Kompania Piwowarska. Po licznych i długich bojach w Urzędzie do Spraw ochrony konkurencji i konsumentów, korporacja uzyskała zgodę na zakup, i już w 2008 roku słynny "Browar Belgia" trafił do portfolio Kompanii. Celem zakupu było oczywiście zwiększenie rocznych mocy przerobowych - Kompania Piwowarska była w stanie uwarzyć szesnaście milionów hektolitrów piwa więcej. Nawet jeśli interes Belgom nie wypalił, na rynku wciąż można spotkać echo dawnych lat - piwo Gingers o smaku imbirowym. Pomimo faktu, że w 2008 roku mogliśmy jeszcze spotkać Fratera, pogarszająca się na rynku sytuacja zmusiła Piwnego Kolosa do ograniczenia produkcji. Na początku 2009 roku w zakładzie piwowarskim w Dyminach rozlewano wyłącznie piwo Żubr oraz Dębowe Mocne. Niestety dla kielczan, we wrześniu 2009 roku poległ także koncern, który dotknięty kryzysem, zmuszony był ciąć koszty. Ograniczenie linii produkcyjnej okazało się niewystarczalne. Innymi słowy - wydoili co się dało i porzucili.

1 komentarz:

  1. Problemem Browaru Belgia nie była lokalizacja ani uprzedzenia tubylców - to nie był browar który chciał żyć ze spzredaży piwa wokół komina. Problemem było przeszacowanie mocy produkcyjnych - 1 mln hektolitrów piwa niszowego w czasach gdy piwo ciemne budziło konsternację...Browar Palm w swojej ojczyźnie ma mniejsze moce a w nieprzystosowanej Polsce chciano od razu zrzucić koncerny ze stołka. Amber który warzy obecnie same lagery ma moce rzędu 200 tyś hl a wtedy chcianbo ujechać browarem 5 razy większym na samym ejlu. Biznes miał kiepskie fundamenty, w parze z nowymi piwami nie poszła też promocja niderlandzkiej kultury itd.

    OdpowiedzUsuń