sobota, 5 maja 2012

Koźlik, Browar Lwówek Śląski

Od niedawna w sprzedaży spotkać można piwo Koźlik uwarzone przez browar Lwówek Śląski. Co mogę powiedzieć - Nie spodziewałem się Koźlaka o tak niskiej ekstraktywności, może dlatego "Koźlik", czyli zdrobniale Koźlak? Na temat Koźlaków pisałem już nieco przy innej okazji. W drodze przypomnienia, możemy wyszczególnić Pszenicznego Koźlaka, Dubeltowego Koźlaka, Zimowego Koźlaka oraz Majowego Koźlaka. Początkowo Koźlaki były to piwa sezonowe warzone jesienią, Majowy Koźlak (jak nazwa sama wskazuje) było to piwo warzone na maj, doskonała alternatywa dla tych, którzy nie mogli odwiedzić Bawarii za czasu trwania Oktoberfest. Co możemy powiedzieć o samym Browarze w Lwówku Śląskim? Przede wszystkim to, iż jego reaktywacja miała miejsce całkiem niedawno. Początkowo mogliśmy delektować się tylko Lwówkiem Ksążęcym i Piastowskim. Potem jednak narobiło się nieco szumu, co do nazwy. Piastowski został zastąpiony Ratuszowym. Można powiedzieć, że w ostatnim czasie browar Lwówek Śląski znów zawojował. Pojawiły się bowiem piwa Wrocławskie (opisane jakiś czas temu), Belg oraz dzisiejszy Koźlik. Koźlik jest to piwo ciemne, dolnej fermentacji. Piwo to na mój gust ma trochę mało wspólnego z koźlakiem. Po pierwsze ma opalizujące refleksy, dotychczas moje doświadczenie z tym podgatunkiem mówi mi, iż piwo to na ogół ma wiśniowe odcienie. Ponadto wszystkie koźlaki jakie piłem, miały dwa procent więcej ekstraktu. Nie uważam, by była to wada, natomiast jest to piwo nieco delikatniejsze, jak w przypadku tradycyjnych boków. Co do smaku, piwo to zdecydowanie bardziej przypomina Kostritzera Schwarza, aniżeli koźlaki. Nie zmienia to jednak faktu, że jest smaczne i godne uwagi. Co do zapachu - jest mocno zbożowy, choć gdzieniegdzie da się wychwycić chlebowość. Bardzo fajnie się to komponuje ze smakiem, który przypomina nieco aromat zbożowej kawy, a także wyszczególnia słodową nutę. Co tu dużo gadać - fajne piwo. Wszystko ma swoje wady i zalety. Nie lubię kawy, aczkolwiek w tym przypadku, ten smak nie był taki zły. Wszystko to zdobił także jakiś karmelowy posmak, aczkolwiek jedyny mankament tego piwa - Cena. Mogłoby być nieco tańsze. Nie wiem, czy Właściciele zdają sobie sprawę z tego, że piwo to nie trafi do potencjalnych konsumentów tak szybko. Zwłaszcza, że etykieta też nie jest jakaś szałowa. Wręcz odpychająca nawet. "Piwo z kozą za pięć złotych". Czy aby budowanie konkurencji nie polega na tym, by być konkurencyjnym? A jak być konkurencyjnym, kiedy na rynku są już sprawdzone (i zarazem tańsze) produkty? Niektórych ciężko przekonać do zmian. Sądzę, iż piwo to jest godne uwagi, niestety jednak nie przykuwa wzroku, choć nie ukrywam, że mnie osobiście etykietka się podoba. Nie wiem, czy piwo to można nazwać Koźlakiem, bardziej przypomina mi niegdyś kosztowanego Schwarza, bądź nawet podchodzi pod Stouta, aczkolwiek są to tylko moje osobiste odczucia, które wynikają raczej z organoleptycznych wrażeń.

Zapach: Coś miłego. Przede wszystkim da się wyczuć zbożowe nutki. Od czasu do czasu na podniebieniu boryka się także zapach palonych słodów.
Kolor: Ciemne, prawie nieklarowne, choć może to po prostu źle dobrane światło. Przy brzegach szklanki spostrzec można opalizujące refleksy, co moim zdaniem fajnie się prezentuje.
Piana: Niezła, aczkolwiek dość szybko opadła. Nie uraczyła swoją obecnością za długo. Wystarczyło jednak czasu, by ją sfotografować. Degustując wczoraj piwo z dwiema znajomymi, miałem okazję pić piwo Rumowe, które wręcz rozbawiło nas do łez. Nie mniej jednak na tle tego piwa, Koźlik jest po prostu fenomenalny pod tym względem.
Smak: Trochę się opiszę. Przede wszystkim bardzo przyjemny smak. Sekwencer smaku wypełniony został zbożowym aromatem, kawą, palonym słodem, karmelem oraz chlebowością. Początkowo jednak miałem wrażenie, że to piwo będzie mocno ziołowe. Na języku tryumfuje słodowy smak, chmiel gra tu drugorzędną rolę, a w zasadzie nie przykuwa zbytnio wiele uwagi. Piwo to mimo wszystko jest gorzkie. Kojarzy mi się bardziej ze Schwarzem, aniżeli z Koźlakiem.
Opakowanie: Bardzo przyjemna, na pierwszy rzut oka "rogacz" przypomina mi słynnego "Kozela". Estetycznie? Jest w porządku, natomiast etykieta (jak to wszystkie lwówkowe w zwyczaju mają) nie zdradza wielu szczegółów. Kapsel dedykowany, bez jakichkolwiek zmian.
Parametry: 6.2% Alkoholu, 14.1% Ekstraktu

czwartek, 3 maja 2012

Odsiecz Wiedeńska, Vienna Lager, Browar Pinta

Wielokrotnie poruszana była kwestia browaru Pinta, wielokrotnie pisaliśmy o ich wybornych piwach. Tutaj możecie przeczytać co nieco o charakterystyce Ataku Chmielu, która jest przyrównywana do wcześniejszej warki. Które piwo wypadło lepiej? Przekonajcie się sami!

Dziś dzień chciałbym zaprezentować świetne piwo, o którym niejedno przeczytać można w Internecie. Vienna Lager (czyli Wiedeński Leżak) to piwo dolnej fermentacji. Produkt zaprezentowany przez Browar Pinta ma 13,1° ekstraktu. Odnieśmy się jednak do strony producenta. Według strony browaru jest to Spokojne, solidne piwo o złożonym, słodowym smaku. Zwracamy uwagę na kremową pianę. Chmielone z myślą o eleganckiej goryczce. Tutaj należy zwrócić uwagę, że faktycznie piwo jest delikatne, gorycz nie narzuca się, natomiast smak jest bogaty oraz całkiem przyjemny. Moim skromnym zdaniem pozycja doskonała zarówno na cały dzień w ogródku, jak i do czerwonego mięsa z grilla. Na blogu Eldesmadre's Beer Vault przeczytać można także, iż piwo to nie jest już tak popularne w Austrii jak kiedyś. W chwili obecnej większym wzięciem cieszą się typowe Märzeny, które dominują także w Niemczech. Co ciekawe, Vienna Lager to nic innego jak piwa w stylu "Polotmave" występujące w Czechach. Odpowiednikiem Vienna Lager'a może być nawet Primator Trzynastka "polotmave". Do uwarzenia Odsieczy Wiedeńskiej piwowarzy użyli słodów Weyermann®: Wiedeńskiego, monachijskiego (II), Caramunich® (I), melanoidynowego, chmieli Tradition (Niemcy), Hallertauer Mittelfruch (Również Niemcy), oraz drożdży Saflager W 34/70. Brzmi dość ciekawie, zważywszy uwagę na to, iż niektóre browary takie szczegóły zwyczajnie pomijają. Wszystko ocieka takim profesjonalizmem. Tylko muśnięcie chmielowego aromatu sprawia, iż jesteśmy wniebowzięci. W końcu piwo ma przede wszystkim smakować, prawda? Nie ukrywam, że jest to doskonałe piwo, choć z całą pewnością nie mój faworyt.

Teraz może jednak nieco o samym stylu.Wiedeński Lager został opracowany przez wybitnego piwowara, pana Antona Dreher w Wiedniu (skąd nazwa Vienna) w 1841 roku wkrótce po tym, gdy wyizolowano drożdże dolnej fermentacji. Styl ten trafił aż do Meksyku, sprowadzony tam został przez Santiago Grafa oraz innych austriackich browarmistrzów, który wyemigrowali z Wiednia z końcem XIX wieku. W samym Wiedniu ten styl niemal zanika, przez co Vienna Lager, Pinta Odsiecz Wiedeńska praktycznie niewiele mówi potencjalnemu konsumentowi. Zwłaszcza, że każdy, kto odwiedził Niemcy, bądź też Austrię, wspomina najczęściej piwa Marcowe, lub po prostu Pszeniczne. Do pewnego czasu również kojarzyłem Niemcy wyłącznie z tymi dwoma podgatunkami.

Przejdźmy jednak do szczegółów. Piwo to ma naprawdę przyjemny zapach, bardzo aromatyczny, lekko ziołowy, co bardzo przypadło mi do gustu. Naprawdę przyzwoicie się wszystko zaczęło, bowiem zdarzały się piwa, w przypadku których zapach był znikomy, niewyraźny, bądź też lepiej by było, gdyby był niewyraźny i znikomy. Pinta jak zwykle utrzymała poziom, dawno nie piłem Odsieczy Wiedeńskiej, a będąc szczerym, była to sztuka z pierwszej warki. Nie jestem więc w stanie powiedzieć jak wiele się zmieniło. Pianka, jak widać na zdjęciu, szybko się wzburza, jest sztywna, gęsta, po chwili opada, zostawia pierścień na wierzchu. Coś niesamowitego. Co do koloru - Jak można zaobserwować na zdjęciu, coś pomiędzy bursztynem, wiśnią, herbatą, "czerwonawe". Po prostu bomba. Smak również był naprawdę przyjemny. Z zamkniętymi oczami bylibyśmy w stanie powiedzieć, iż to piwo ma coś wspólnego z Niemcami. To jak przymknąć oczy, popuścić wodze fantazji i... Jak gdybyśmy z piwem w ręku podziwiali malownicze okolice Bawarii. Będąc jednak szczerym, w przypadku Etykiety, sądzę iż ta jest dużo lepsza. Poniekąd dużą rolę odgrywa wizualizacja butelki, tutaj należy brać pod uwagę fakt, że piwo w 50% musi sprzedać się samo, drugie 50% to ekspedient, bądź też opiniotwórcza legenda, która nas do zakupu zachęci. Sądzę, iż obecna etykieta przemawia do większej grupy osób. Podczas degustacji, odnieść można wrażenie, jak gdyby kosztowało się produktu rodem z kadzi Pana z wąsem, który stosuje unikatowe i wieloletnie, przekazywane z pokolenia na pokolenie receptury. Kapselek ze złotego zastąpiony srebrnym dedykowanym. Wielki szacun za podejście do sprawy. Wszystko moim zdaniem jest dobrze dograne, aczkolwiek jest pewien mankament - mianowicie bardziej preferuję chmielowe smaki, a w przypadku Odsieczy Wiedeńskiej zbyt bardzo dominowała słodowość. Poniekąd dlatego piwo to smakowało mi mniej od Ataku Chmielu, który jest moim faworytem wśród piw polskich. Piwo to i wiele innych możecie zakupić tutaj.


Zapach: Delikatnie wyczuwalna doza chmielu w połączeniu z intensywną porcją słodu. Niewiele, a wręcz minimalnie do wachlarza włącza się karmel, ziołowe aromaty.
Kolor: Najprędzej powiedziałbym, iż kolorystycznie piwo to przypomina herbatę, może z dodatkiem miodu, coś pomiędzy kolorem rdzawym a miedzią.
Piana: Sztywna, drobnoziarnista, szybko się wzburza. Na skalę piw polskich jest w porządku, aczkolwiek na tle wszystkich piw z browaru Pinta nie wypada najlepiej. Lekko kremowa barwa, choć bliżej jej do białego puchu, aniżeli do beżowej kawy ze śmietanką.
Smak: Prawdę powiedziawszy ciężko mi coś powiedzieć w tej dziedzinie. Poniekąd jest to piwo dobre, aczkolwiek nie w moim guście. Coś, co warte polecenia, lecz do czego raczej prędko nie wrócę. Polecam gorąco wszystkim tym, którzy w piwie poszukują zdecydowanej delikatności z dozą goryczy, która jest zbalansowana i umiarkowana. Smak mimo wszystko treściwy i doskonale wyważony. To co przykuło moją uwagę to ściągająca goryczka na finiszu.
Opakowanie: Pełna informacja na etykiecie, powiedziałbym nawet, że wzorowa (podano zarówno ilość ekstraktu, jak i rodzaj fermentacji, podano również zastosowane słody, chmiel, drożdże, tylko proporcje są tajemnicą, choć dla potencjalnego konsumenta nie jest to szczegół istotny). Etykieta schludna, kapsel dedykowany - Moim zdaniem, opakowanie jest w normie! Z pewnością ucieszą się w tym przypadku fani piw w puszce, ponieważ butelka jest bezzwrotna, co sprawi, że konserwy odłożyć możecie na bok - Zalecam sięgać po piwo Odsiecz Wiedeńska, Vienna Lager!
Parametry: 4.9% Alkoholu, 13.1% Ekstraktu

czwartek, 5 kwietnia 2012

Piwo Miłosław Pilzner, Browar Fortuna

Lata tradycji, mnóstwo fanów i wyborne piwa - Wszystko to łączy jeden browar w Miłosławiu. Browar Fortuna pod brandem Miłosław na dzień dzisiejszy oferuje nam Koźlaka, Pszeniczniaka oraz Pilznera. Ten pierwszy osobiście do gustu mi nie przypadł, nie było to szczególne piwo, co można było przeczytać we wcześniejszym wpisie. Nie ukrywam, że jestem fanem tego browaru. Szkoda tylko, że zarząd zadecydował wycofać z rynku markę smoków (wcześniej dostępne były cztery rodzaje, Srebrny, Złoty, Czarny, Czerwony). Ta nowinka była dla mnie poniekąd szokiem, bowiem piwa tak smaczne powinny doczekać się kolejnych odsłon. Mimo wszystko, nie ukrywam, że nazwa "srebrny smok" wcześniej budziła we mnie nieco niepewności. Pierwsze skojarzenie, jakie wtedy miałem, mocno związane było z nazwą zupek chińskich (lub jak kto woli zupek instant). Dlaczego smok? No cóż. Nie zgłębiałem się zbytnio w ten temat, aczkolwiek piwa mi szkoda. Może kiedyś jeszcze uda się zakosztować i opisać mojego ulubionego, czerwonego smoka. Choć Czerwony był piwem ciemnym (!!), to należał do mojej czołówki, do której często lubiłem wracać. Zejdźmy jednak na ziemię. Miłosław Pilzner w przeciwieństwie do Koźlaka bardzo pozytywnie mnie zaskoczył! Pianka, jak widać - sztywna. Bardzo trwała, utrzymywała się na piwie niemal do końca degustacji, a podczas nalewania znad kufla piętrzył się spory, puszysty kożuch. Piwo niemal już przy otwarciu intensywnie pachniało chmielem oraz pewnego rodzaju świeżością, choć przez pewien moment towarzyszyło mi poczucie, jak gdyby metalicznego refleksu. Po przelaniu do szklanki, zapach stał się intensywniejszy, przyjemny oraz rześki. Zapach unosił się jak gdyby z piwnej stołówki. Po prostu rewelacja. Żeby tego było mało, kolor także był przyjemny Poniekąd podchodził pod złoto, choć był zdecydowanie jaśniejszy, śmiało mógłbym powiedzieć, że nawet cytrynowy. Podjąłem się więc pierwszego łyka, niemal ceremonialnie przechylając szkło do ust. Na nosie zostało trochę kopiatej pianki. Piwo to na pierwszy rzut oka przypomina mi Srebrnego smoka, choć jest zdecydowanie mniej gorzkie. Nie jest to natomiast wada. Uważam, że nachmielenie jest tutaj idealne. Goryczy towarzyszyła niewinna słodowa nuta, która uaktywnia się dopiero po jakimś czasie, choć jest to w zasadzie tylko cień, a nawet podkreślenie charakteru miłosławskiego Pilznera. Dopiero podczas degustacji zwróciłem uwagę na etykietę. "Otwarta fermentacja"? Niewykluczone, że jest to po prostu celowy zabieg, by zarazić piwo bakteriami mlekowymi. Bakterie mlekowe w piwie mogą posłużyć między innymi jako konserwant. Spostrzegłem także zależność, że w przypadku, gdy piwo było fermentowane w "otwartych kadziach", sprawiało wrażenie delikatniejszego w smaku. Być może jest to tylko wrażenie, a może faktycznie coś się za tym kryje. W tym przypadku należałoby pytać technologów, jak to się ma do smaku piwa, bowiem to oni są specami w tej dziedzinie. I teraz pewnie wielu zastanawia się "co ze sterylnością, przecież piwo łatwo skazić". Pomieszczenie o odpowiednich warunkach, wysokie stężenie dwutlenku węgla. Dobrym przykładem piw warzonych przy zastosowaniu fermentacji w otwartych kadziach są tzw. Lambici wywodzące się z Belgii (najwięcej piw tego gatunku znaleźć można w okolicy Brukseli). I choć piwa typu Lambic uchodzą za jedne z lepszych, czystość kadzi może wzbudzać negatywne odczucia. Osobiście jednak uważam, że piwa z Miłosławia zawsze trzymały fason, choć będę przystawał przy swoim - Koźlak Fortuny raczej kołem się nie toczy.

Zapach: Intensywny, chmielowo - ziołowy, bardzo przyjemny.
Kolor: Na mój gust jest to lekko cytrynowa barwa, bardziej popadająca w miedź, aniżeli złoto. Bardzo przyjemnie się prezentuje. delikatnie, na granicy zauważalności mętnawe. Mimo wszystko bardzo przyjemnie się to komponuje, a jest nawet tym, czego długo oczekiwałem.
Piana: Bardzo kopiata, wysoka, sztywna i drobnoziarnista. Jest nawet lepsza niż w normie. Na skalę piw polskich jest nawet oszałamiająca. Kolorystycznie wpada w odcień śniegu, można nawet śmiało powiedzieć, że barwa jest lekko kredowa.
Smak: Piwo smaczne. Jest bardzo lekkie i delikatne, a przede wszystkim delikatniejsze od smoka, którego niegdyś miałem okazję pić. Niewykluczone, że jest to jedno z fajniejszych piw polskich prezentowanych na naszym rynku. Z całą pewnością jest to poważna konkurencja dla Ciechana Wybornego (Ciechan wyborny często jest skalą, wobec której klasyfikuje się piwa. Dla potencjalnego smakosza, który zaczyna dopiero przygodę, można by piwa dzielić na te "lepsze od Ciechana" i "gorsze od Ciechana". Wbrew pozorom, Ciechan Wyborny jest w pewien sposób ikoną piw regionalnych oraz niepasteryzowanych, stąd też ten sposób klasyfikacji). Nie mniej jednak ten balans goryczy nie każdemu może podpasować. Piwo to jest bardzo subtelne. Umiarkowane nachmielenie stało się poniekąd kluczem do sukcesu. Piwo to z całą pewnością podbije serca piwoszek i piwoszy.
Opakowanie: Informacja na etykiecie jest pełna (podano zarówno ilość ekstraktu, jak i rodzaj fermentacji). Na kontretykiecie podana jest również rekomendowana temperatura spożycia, choć termin "zawiera słód jęczmienny" nasuwa tu pytanie, czy aby Browar nie chciał zataić czasem składu? Coś, co mi się nie podoba, to ta a 'la banderola na kapslu, która nasuwa mi na myśl skojarzenie z alkoholem mocniejszym, bądź też winem. Zielono - złota tonacja jest bardzo dobrym połączeniem, kojarzy mi się poniekąd z nazwą Grunen gold.
Parametry: 5.4% Alkoholu, 12.5% Ekstraktu

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Piwo Altbier, Browar Jabłonowo, Fermentacja Górna

Piwo Altbier, które ostatnio na rynek wypuścił browar Jabłonowo to jeden z nielicznych Altów (jeżeli nie jedyny Alt) w polskim wykonaniu. Receptura została opracowana dzięki współpracy z domowym piwowarem Marcinem Chmielarzem. Może jednak pierw coś o samym gatunku tego piwa. Alt z języka niemieckiego oznacza stary. W wolnym tłumaczeniu altbier - stare piwo. Ciekawostka, a zarazem dygresja, w Niemczech by zapytać o wiek, pyta się Wie alt bist du? Czyli: jak stary jesteś? Altbier to popularny gatunek piwa niemieckiego, który wywodzi się z Nadrenii Północnej, z miasta Düsseldorf. Według wiki.piwo.org, nazwa Alt odnosi się do starego stylu warzenia. Bowiem dawniej powszechną metodą warzenia była górna fermentacja. Najwierniejszych przedstawicieli swojego gatunku spotkać możecie nawet na starówce Düsseldorfu w browarach restauracyjnych. Niektóre źródła podają także, że piwo to powstaje często w wyniku przemieszania brzeczki piwa ze słodem palonym bądź też monachijskim (i rzeczywiście w piwie Jabłonowo Altbier wyczuwalna jest charakterystyczna nutka, którą napotkałem niegdyś w piwie Goller Rauchbier). Poza tradycyjnym Altem, na rynku piwa można spotkać także coś takiego jak Sticke Alt, choć o tym może przy innej okazji. W mieście Düsseldorf znajdują się także znane wielu osobom koncerny takie jak Henkel oraz Novell, choć te z kunsztem piwowarstwa nie mają raczej wiele wspólnego. W miasteczku tym odbywają się także prawdopodobnie największe na świecie targi mody Collections Premieren Düsseldorf. Tyle o modzie. Przejdźmy do konkretów. Jak zaobserwować można na zdjęciu, Jabłonowo Altbier jest to piwo ciemne, o dębowych odcieniach. Pod światło wychwycić można nawet pomarańczę, miedź oraz kolory bursztynowe, jak i karmelowe. Pianka jest bardzo gęsta oraz trwała (i choć trwałości zaobserwować się nie da, wystarczy spojrzeć na to, jak znad szkła sterczy lekko beżowy puch). Co lepsze, piwo to nieustannie pracuje. Nie ukrywam, że piwa tworzone we współpracy domowych piwowarów zawsze mile mnie zaskakiwały. Bracki Grand Champion był również strzałem w dziesiątkę. Być może Browary zaczęły inwestować w potencjał domowych piwowarów? Nie byłoby to takim złym pomysłem, zważywszy na to, że sam konsument maczał paluchy podczas produkcji. Ciekawe, czy doczekamy się kolejnych pomysłów w tym kierunku. Nie da się ukryć, że Browar Jabłonowo chyba dopiero nam rozkwita. Tu bowiem piwo na miodzie gryczanym było strzałem w dziesiątkę, a nuta jałowca w piwie Trzy Zboża również wkupiła się w serca wielu domowych piwoszy. Co ciekawsze, Browar Jabłonowo tym razem stawia na renomę oraz jakość. Niewykluczone więc, że nie jest to ostatnia pozycja. Zanim jeszcze zaciągnąłem się łyczkiem, zwróciłem uwagę na kontretykietę w celu zbadania parametrów. 5.2% alkoholu oraz AŻ 13.5% ekstraktu robi wrażenie. W zapachu wyczuwalna była nuta chmielowa, z domieszką (choć dość subtelną) owocową. Smak jest dość złożony i ciekawy. Choć na pierwszy plan wbija się pewnego rodzaju gorycz, to jednak jest to tylko delikatny refleks. Tu bowiem udało mi się wychwycić także delikatnie palone nuty oraz charakterystyczne smaki dla piw niemieckich. Przypomniał mi się trochę Goller Kellerbier oraz Rauchbier degustowane ostatnio. Można powiedzieć, że te trzy piwa mają wspólny mianownik - delikatną słodowo - chlebową nutę. Wszystko jest bardzo zbalansowane, choć nie mam tak naprawdę punktu odniesienia, by powiedzieć, czy jest coś lepszego bądź gorszego. Nie ukrywam, że piwo to bardzo mi smakowało i jeżeli jest reprezentatywne, to z całą pewnością lubię Alty.

Zapach: Niezbyt złożony. Wyczuwalna nuta chmielowa oraz owocowa.
Kolor: Barwa cieszy oko. Odcienie dębowe, które zdobione są przez miedziane refleksy. Całkiem przyjemnie się komponuje z lekko beżową pianą, która jest sztywna i gęsta.
Piana: Sztywna, gęsta i drobnoziarnista. Jak zaobserwować można na fotografii, sterczy ponad brzegi szklanki, przez co uatrakcyjnia tylko piwo. Zdecydowanie miło się prezentuje. Pianka długo się utrzymuje, a ostatecznie po kilku chwilach osiada na stałe w postaci gęstego dywaniku. Naprawdę przyzwoita piana, mocna piątka w skali uczniowskiej.
Smak: Całkiem ciekawy, choć obawiam się, że bliżej nieokreślony. Trochę tego, trochę tamtego, trochę owego... Piwo to charakteryzuje się delikatnym słodowym posmakiem, z niewielką paloną dozą. Wędzone nuty są jedynie niewielkim akcentem, który raptem od czasu do czasu daje się we znaki. Moim zdaniem jest to doskonałe wykończenie. Ta słodowość, o której pisałem wyżej wybija się jednak ponad ten lekko "wędzony" wydźwięk. Charakter trunku podkreśla szlachetna goryczka, która zwieńcza wszystko razem, choć moim skromnym zdaniem mogłaby być nieco bardziej wyraźna, a nawet ostrzejsza. Na języku wyszła mi taka próbka wszystkiego. Brakowało mi konkretnego smaku, który byłby motywem przewodnim, choć z drugiej strony nie mam tak naprawdę punktu odniesienia, by mówić, czy piwo to smakuje tak, jak najtradycyjniejszy Alt. Jedno jest pewne, bardzo mi smakowało, choć nie jest to najlepsze piwo, jakie kiedykolwiek piłem.
Opakowanie: Jak gdyby naszkicowana ołówkiem, aczkolwiek bardzo stylowa. Zawiera pełną informację dotyczącą składu, co się chwali. Z kontretykiety wyczytać można także rekomendowaną temperaturę podawania, oraz z czym warto to piwo serwować. "Doskonałe do Gulaszu", aż korci by to sprawdzić!
Parametry: 5.2% Alkoholu, 13.5% Ekstraktu

czwartek, 29 marca 2012

Wiosną zakwitają nowości

Wielu już zapewne spotkało się z piwami takimi jak Lwówek Wrocławski, Lwówek Belg, Krakowiak, Altbier Jabłonowo. To jednak i tak nic. Do naszych spiżarni wkrótce zawitają nowe piwa. Między innymi Krakowiak malinowo miodowy oraz Krakowiak miodowy. Nie mniej jednak prawdziwym hitem sezonu (najprawdopodobniej zostanie) ... {FAMFARY} Pinta. Projekt Pinta atakuje ponownie. Tym razem bronić będziemy się przed najazdem imperium. Piwo "Imperium atakuje 19,1°" pojawi się już wkrótce w sklepach jak i na blogu. Co ciekawe, etykietki nie będą już z Panią, nie będą ociekać kiczowatością (a szkoda), będą nieco bardziej... Nowoczesne. No cóż, nie powinno się oceniać książki po okładce, a Pinta nie prosperuje od wieków, toteż nawiązywanie do jakichkolwiek "tradycji" mogłoby być odbierane jako marketingowy bojkot. Premiera tego piwa odbędzie się w sobotę 31 marca 2012. Ze strony browaru Pinta przeczytać możemy:

To gigant w stylu Imperial India Pale Ale. Tego nikt jeszcze w Polsce nie zrobił ! Maksymalna dawka chmielu na etapie gotowania, wirowania i leżakowania.

Brzmi fantastycznie! Dodatkowym prezentem, który przyniesie nam króliczek wielkanocny jest fakt, że Browar Pinta zacznie stosować "dedykowane kapsle", które można już obejrzeć w internecie. Są całkiem przyzwoite i z pewnością zasilą niejedną kolekcję.

Wkrótce także znów ruszę z recenzjami, na widelcu niebawem Jabłonowo Altbier. Niestety wiosenna grypa oraz zatkany nos wstrzymują mnie z degustacją jakiegokolwiek piwa, stąd ten brak wpisów, za który wszystkich czytelników chciałbym bardzo przeprosić. Obiecuję poprawę. Z okazji nadciągających świąt chciałbym wszystkim Wam oraz Waszym rodzinom życzyć zdrowych i pogodnych świąt, smacznego jajka i dostatecznie mokrego dyngusa, oby ten czas był dla Was wszystkich jak najpogodniejszy. Życzę Wam także, by święta przebiegały w pokojowej atmosferze, a Piwoszkom i Piwoszom życzę jak najwięcej dobrego piwa. Wesołych świąt życzy Młody!

piątek, 23 marca 2012

Piwo Rześkie, Jasne Niepasteryzowane, Browar Kormoran

Warmia i Mazury to malownicza kraina, do której co roku zjeżdża się mnóstwo turystów w sezonie wiosennym i letnim. Niesamowite widoki, tysiące jezior, miejsce relaksu, przyjemnych wspomnień i niesamowicie spędzonych chwil. To właśnie w województwie warmińsko-mazurskim płynie rzeka Łyna, nad którą położone jest miasto Olsztyn. w XIX wieku Olsztyn słynął z dwóch fabryk maszyn (pierwszej - Karla Roenscha oraz drugiej - Spółki Beyer i Thiel). W 1914 roku funkcjonowały tam także aż 4 browary. W 1967 roku rozwinął się tam przemysł opon oraz przemysł drzewny, a olsztyński browar Kormoran funkcjonuje w dzisiejszych czasach. Wbrew pozorom, to miasto ma dużo więcej atrakcji, niż komukolwiek mogłoby się wydawać: Planetarium, Dom Gazety Olsztyńskiej, Galerie Sztuki, Teatry i wiele innych kulturowych atrakcji. Innymi słowy - jest co podziwiać, poza urokliwymi uliczkami i klimatyczną panoramą. W mieście tym jest także mnóstwo zabytkowych miejsc takich jak gotycki zamek kapituły warmińskiej czy nawet Pałac Archiprezbitera z II połowy XVIII wieku. Nic więc dziwnego, że skoro specjalna miejscowość, to i specjalne piwo. Nie zaskakuje fakt, że browar Kormoran zbiera liczne wyróżnienia oraz nagrody w konkursach. Wszystkim dobrze znana "Wiśnia w piwie" uzyskała wyróżnienie w kategorii Cherry Beer, uzyskując srebrny medal w konkursie European Beer Star 2004. W 2009 roku Browar Kormoran został wyróżniony także przez Euro-Partner tytułem Browaru Roku. Jest to zdecydowanie jeden z lepszych polskich browarów, odnoszący mnóstwo sukcesów. Dziś dzień chciałbym zaprezentować moje ulubione olsztyńskie piwo, jakim jest Rześkie. Choć dziś dzień będzie dużo lukru, będę mimo to surowy oraz obiektywny. Jak już wcześniej wspomniałem, to moje ulubione piwo z olsztyńskiej "stajni". Można powiedzieć, że Rześkie to taki młodszy brat "Świeżego z Mazur". Jak na zdjęciu zaprezentowano, piwo to ma bardzo ładny kolor i jest klarowne. Przyznam szczerze, że sam profil tego piwa jest zadowalający. Pianka, choć nie utrzymuje się do końca degustacji, trzyma się długo i jest kleista. Zdecydowanie najlepsza, z jaką dotychczas spotkałem się z piwami Kormorana. Zapach był naprawdę przyjemny. Nie odrzucał, nie zniechęcał, zadowalał, a wręcz zapraszał. Już od pierwszego łyku na podniebieniu gości dość delikatny i subtelny smak. Dodam nawet, że lekko zbożowy z naciskiem na słodowość. Wszystko zwieńczone jest niewielkim chlebowym posmakiem, który pozostaje na długi czas. Dla mnie bomba. Szczególnie polecam to piwo fanom delikatnych smaków. Bardzo stonowana ilość goryczki nie wykręca, ale jednocześnie podkreśla, że jest to najprawdziwsze piwo. Przez myśl jak strzała przeleciała mi myśl i z dozą prywatnej inwencji twórczej pozwolę sobie to piwo przemianować na "skondensowane orzeźwienie". Zdecydowanie ta nazwa pasowałaby tu idealnie. Piłem to piwo po raz wtóry i po raz wtóry nie poczułem się zawiedziony. Panie i Panowie, drodzy Czytelnicy - w knajpie, podczas pikniku, po obiedzie czy w ogródku, polecam gorąco na dni gdy nam gorąco Rześkie browaru Kormoran. Jest jednak pewien mankament - piwko to mogłoby mieć mniej alkoholu jak na taką zawartość ekstraktu. Są to tylko moje gdybania, ale sądzę, że mogłoby być dużo lepsze.

Zapach: Zbożowy, delikatny, a zarazem przyjemny. Wyczuwalna jest subtelna woń chmielu, choć przyznam szczerze, że nie przyciąga tak uwagi jak pierwszoplanowe zbożowe odczucia. Zapach sprawia wrażenie bardzo świeżego.
Kolor: Coś pomiędzy złotem, a kolorem zbóż. Odcień lekko miodowy, choć tak naprawdę ciężko mi określić. Gdyby określić "złoty środek" pomiędzy tymi trzema odcieniami, można by śmiało określić tym kolorem piwo Rześkie.
Piana: Sztywna i trwała, choć nie utrzymuje się długo. Wręcz przeciwnie - po upłynięciu niespełna dziesięciu minut, po białym puchu pozostały tylko ślady.
Smak: Bardzo przyjemny smak, który urzeka i zadowala. Gaszący pragnienie. W smaku wyczuwalna jest przede wszystkim nuta słodowa, którą dopełnia dosłownie szczypta chmielowych aromatów.
Opakowanie: Nie jest jakaś szałowa. Estetyczna i czytelna, charakterystyczna i pozwala w pewien sposób odróżnić Rześkie od Warmiaka i Świeżego, aczkolwiek nie jest także wyszukana. Co także mi się nie spodobało, to trochę niechlujnie naklejane etykietki, choć w porównaniu do piw z Zawiercia lub Ciechanowa, Rześkie nie pozostawia sobie wiele do życzenia.
Parametry: 5.6% Alkoholu, 11.0% Ekstraktu

czwartek, 22 marca 2012

Co oznacza termin "Zawiera słód jęczmienny"

Zapewne niektórym znana jest taka choroba jak celiakia. Jest to schorzenie osób uczulonych na "gluten". Związek ten występuje między innymi w słodzie jęczmiennym, stąd też niektórzy mają tę niedogodność, że piwa pić raczej nie powinni (pomimo, że zdarzają się piwa bezglutenowe, które są dopuszczone do spożycia przez osoby na gluten uczulone, zdarzają się ludzie, którzy wciąż spierają się, że nawet te piwa mimo to są szkodliwe. Tak naprawdę wypadałoby się z tym pytaniem skierować do specjalisty). Więc o co chodzi? Przede wszystkim polskie prawo skonstruowane jest tak, że wymaga od producentów, by Ci umieszczali informację o zastosowaniu środków alergicznych. Sformułowanie wszystkim dobrze znane - "Zawiera słód jęczmienny" - przekazuje informację alergikom, ale nie obliguje do uchylenia rąbka tajemnicy, co tak naprawdę zostało dodane do piwa. Równie dobrze może to być mieszanka słodów oraz różnych farfocli, by zniwelować koszty produkcji.  W przypadku, gdy producent decyduje się na umieszczenie składu produktu na kontretykiecie, zobowiązany jest umieścić tam wszystkie zastosowane składniki (Ciekawe, czy potencjalny konsument kupowałby piwo z ryżu, kukurydzy, syropu maltozowego lub z dodatkiem skrobi ziemniaczanej). Niektórzy musieliby umieszczać tam całą tablicę Mendelejewa (co raczej nie świadczyłoby na korzyść produktu, a także mogłoby zniechęcać do zakupu). Innym powodem może być także fakt, że Producent stosuje składniki niesłodowe, takie jak kukurydza itd. itp. Wniosek z tego taki - Browar chwalić się nie musi, ale gdyby miał czym, z pewnością by nie omieszkał.
Nie jest to więc oznaka, że gdy piwo "Zawiera słód jęczmienny", to już "nie ma chmielu", jest "bez chmielu". Nic bardziej mylnego, nie twórzmy więc dalekosiężnych szarych teorii. Mit o żółci bydlęcej mówi, że do piwa dodaje się tej oto substancji, by nadać mu goryczy. No i też nie do końca. Tu bowiem pojawia się problem wymieniony wyżej - KASA. Być może ta wymyślna plotka ma jakieś prawdziwe podłoże, nie mniej jednak zastosowanie chmielu, bądź też ekstraktu chmielowego jest dużo bardziej ekonomiczne i opłacalne, a jak już wszyscy wiemy, w Inwestycji chodzi do maksymalizacji zysków. Pomijam fakt, że gdyby do piw dodawano żółć bydlęcą, to Wielkie Korporacje miałyby na głowie "Zielonych", Obrońców Praw Zwierząt oraz Wegetarian - Więcej byłoby z tego kłopotu i smrodu, jak zysku. Niewykluczone, że ktoś komuś chciał podłożyć świnię. Może to po prostu prywatne utarczki między właścicielami konkurencyjnych zakładów produkcyjnych.
Ten niewinny napis przyczynił się do tego, że pomiędzy nami piwoszami utarło się przekonanie, że piwo warzy się (lub nie) z chmielu. To też nie do końca prawda. Piwo warzy się ze słodu jęczmiennego. Zapewne wiele osób zna równanie reakcji alkoholowej. Chmiel stosowany jest w piwie jako przyprawa, nie wpływa na fermentację. Nie sprawia także, że piwo jest mocniejsze.
Dociekliwość konsumentów oraz spostrzegawczość natrafiły również na kolejnego ćwieka. Nie ma składu, nie ma także procentowego udziału ekstraktu (pomimo, że słód jęczmienny "zawiera"). No właśnie, może i zawiera, ale nie jest powiedziane "ile". Parówki z cielęciną to nie parówki cielęce, a lody z wanilią, to nie lody waniliowe - Tłumacząc ten niuans na dość prostych przykładach. Każdego bowiem dnia grupa krawaciarzy pracuje nad tym, by jakoś ominąć przepisy, które są przepełnione od luk prawnych. I to właśnie ta dociekliwość zmusiła Producentów do ujawnienia jakże niewinnego szczegółu. Ten "niewinny szczegół" budził wiele kontrowersji, zażenowania oraz oburzał. Bowiem piwo o zawartości alkoholu 5.7% miało raptem 11.5% ekstraktu, podczas gdy piwo czeskie Taxis ma 6.0% alkoholu i 14.0% ekstraktu. Na zdjęciu po lewej zaprezentowano także piwo Dawne Niepasteryzowane, gdzie parametry porównywalne są do tego drugiego, wyżej wymienionego trunku. O co więc chodzi? Ano właściciel zakładu jest zobowiązany płacić akcyzę od zawartości ekstraktu w piwie, aniżeli od ilości alkoholu. Gdyby zmienić nieco przepisy, rzeczywistość byłaby nieco bardziej kolorowa.
Reasumując - Stwierdzenie, że coś "zawiera słód jęczmienny" ma dość niekorzystny wydźwięk, choć z całą pewnością prezentuje się dużo lepiej, niż rozpiska składników na parówkach. Nieprawdą jest, że gdy na butelce zawarta jest wyżej opisywana formułka, to do trunku dodana została żółć, oraz bujdą jest fakt, że piwo warzy się "z chmielu", piwo jest jedynie przyprawiane chmielem, stricte mówiąc - jest chmielone.

wtorek, 20 marca 2012

Piwo Grejpfrutowe Cornelius Pszeniczne, Browar Sulimar

Piwo Grejpfrutowe Cornelius Pszeniczne, Browar Sulimar, Piotrków Trybunalski
Przed II Wojną Światową, do września, w Polsce funkcjonowało 137 browarów. Poprzez działania wojenne większość została zrujnowana lub całkowicie zniszczona. Dopiero po kilku latach kunszt piwowarstwa został wznowiony na ziemiach polskich. Pierwszym piwem, a zarazem ojcem marki, był Cornelius Weizen Bier - Piwo pszeniczne, z domieszką drożdży. Do dziś dzień pamiętam piwne promocje browaru w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie każdy piwosz do tejże wybornej pszenicy dostać mógł firmową szklanicę (zwężaną u dołu, szeroką przy koronie). Cornelius Pszeniczne to piwo tradycyjne, pszeniczne, górnej fermentacji na bazie słodu pszenicznego. Był to poniekąd także zwiastun coraz to wymyślniejszych brand'ów. Marka Cornelius doczekała się bowiem aż czterech pszeniczniaków - Pszenica z miodem, Pszenica grejpfrutowa, Pszenica ciemna oraz wyżej wymieniona jasna Pszenica. Obecnie w Piotrkowie warzony jest także Koźlak (również z domieszką słodu pszenicznego). Dlaczego pszeniczniaki? Do XVI wieku bowiem słód pszeniczny w Piotrkowie Trybunalskim był uznawany za jeden z najważniejszych składników (zaraz po wodzie) używanym do warzenia piwa. Źródło książkowe podaje także, że receptura piwa Cornelius Weizen Bier została opracowana przez bawarskiego piwowara, a odtworzona na podstawie zapisków historycznych oraz dawnych receptur niegdyś warzonego na terenie Piotrkowa piwa pszenicznego. Początek piw marki Cornelius miał miejsce dokładnie 18 czerwca 2007 roku, kiedy to uwarzono pierwszą warkę pszeniczniaka. Co ciekawe, tradycyjna pszenica browaru z Piotrkowa uzyskała także certyfikat "Slow Food" - Prestiżowy tytuł, coś na przeciwieństwo "fast food". W telegraficznym skrócie znaczy to tyle, że piwo to jest stuprocentowo naturalne, zaliczane jest także do produktów tradycyjnych. Tyle drogą ciekawostek. Przechodząc jednak do samego piwa grejpfrutowego, można powiedzieć, że bazuje ono nieco na tradycyjnej pszenicy. Podobnie jak tradycyjny pszeniczniak, Cornelius Grejpfrutowy jest piwem górnej fermentacji. I oczywiście ciekawość powiodła mnie od razu na tył butelki, by na kontretykiecie przeczytać przede wszystkim skład. Z informacji na odwrocie dowiedziałem się, że trunek ten jest połączeniem chmielu, słodów pszenicznych i jęczmiennych, specjalnego gatunku drożdży bogatych w kultury witamin grupy B, soku grejpfrutowego. Niefiltrowane, czyli termin ostatnio bardzo nadużywany (choć pragnę zauważyć, że Cornelius Pszeniczny terminem tym posługuje się od dłuższego już czasu, stąd nie mam im nic do zarzucenia). Odszpuntowałem butelkę, gdyż temperament nie pozwolił mi dłużej czekać. Znad butelki wzbił się przyjemny, cytrusowy aromat, aż miło. Podczas nalewania piwa do szklanicy, byłem świadkiem, jak biało-różowa pianka mocno się pieni. Mało tego, piana ta sterczała ponad obwódkę szkła, nie cieknąc po brzegach, co było miłym zaskoczeniem. Najbardziej spodobał mi się kolor piwa - Tutaj bowiem śmiało jestem w stanie powiedzieć, że jest to autentycznie toffi (Swoją drogą przeszło mi przez myśl, jak smakowałby pszeniczniak o smaku toffi). Podczas degustacji na język przede wszystkim wbija się nuta grejpfrutów i jest to kwestia bezsporna. Zdecydowanie zagłusza wszelakie inne posmaki, a nawet jestem przekonany, że piwo to smakuje mi bardziej jak grejpfrutowe soki Hortexu czy innych solidnych producentów. Piwo to pomimo grejpfrutów sprawia wrażenie słodkiego, a przez mocno cytrusowy smak wybija się czasem lekko bananowa nutka. Sądzę, iż z całą pewnością piwo to posmakowałoby paniom, a także panom, naprawdę smaczne i godne uwagi, choć nie każdy lubi piwa smakowe... Ja osobiście nie mam nic przeciwko! Podobno grejpfruty zbijają tłuszcz i cholesterol, dlaczego więc nie łączyć przyjemnego z pożytecznym?

Zapach: Mocno cytrusowy, tego się można było spodziewać od początku. Mimo to aromat jest rześki, świeży, przyjemny.
Kolor: Coś na bazie Toffi, miałem wrażenie, jak gdybym miał w szklanicy rozpuszczoną krówkę ciągutkę. Bardzo przyzwoity. Natomiast profil piwa jest nieprzejrzysty, nieklarowny, trunek mocno zmętniały. Na dnie osad drożdżowy.
Piana: Całkiem, całkiem. Sztywna, trzyma się dość długo, pozostawiając na brzegach szklanki białe szlaczki. Kolorystycznie wpada w biel, choć gdzieniegdzie białych puch ma różowe przebarwienia.
Smak: Przyjemny, ewidentnie wyczuć można tu grejpfruty z cytrusowym finiszem. Piwo to jest bardzo delikatne i aromatyczne. Przeważa smak soku nad smakiem piwa, stąd nie opuszcza wrażenie, jak gdybym pił drinka, lub najzwyklejszy sok.
Opakowanie: Etykieta czytelna, w tonacji pozostałych Corneliusów. Kontretykieta trochę nieczytelna, choć trudności z przeczytaniem kluczowych informacji nie ma.
Parametry: 3.0% Alkoholu, 13.0% Ekstraktu

poniedziałek, 19 marca 2012

Piwo Świąteczne Ciemne, Browar Kormoran czyli Piernik w piwie

Pomimo tego, iż Święta Bożego Narodzenia były grubo trzy miesiące temu, dziś dzień chcę wam zaprezentować piwo specjalne. Z kontretykiety wyczytać można, iż piwa świąteczne zaliczają się do grupy piw sezonowych, przeznaczonych na okres zimowy. Nie przeszkadza mi to jednak w dzisiejszej recenzji na kalendarzowe pożegnanie zimy (W końcu lada dzień będziemy mieć kalendarzową wiosnę). Widzieliście Wiśnię w piwie, widzieliście Jabłko, a nawet Śliwkę Węgierkę. Piwo świąteczne to kolejna odsłona piwa smakowego, tym razem w bożonarodzeniowej tonacji. Apropo parametrów, intrygującym jest także skład piwa: (...) goździki, cynamon, skórka pomarańczy, imbir, ziele angielskie, kardamon. To prawdziwa bomba, jeżeli chodzi o dodane do piwa przyprawy. Pozycja obowiązkowa przede wszystkim dla smakoszy piw aromatyzowanych. Z tych wszystkich piw smakowych browaru Kormoran, to smakuje mi zdecydowanie najbardziej. Być może dlatego, że w tle borykał się gdzieś smak pomarańczy, które zdecydowanie lubię. Cieszy mnie, iż piwowarzy polskiego browaru znaleźli rozwiązanie połączenia tych dwóch smaków. Piwo także miło pachnie. Wyczuwałem podczas degustacji korzenne aromaty, z domieszką imbiru oraz szarlotki. Pianka ma kolor biszkoptu, a nawet błonnika pomarańczy. Wpada w odcienie beżu. Jest dużo lepsza, jak w przypadku Warmiaka, choć także trochę nietrwała. Zostawia jedynie cieniutkie obramowanie wokół pokala. Nie jest to jednak zbytnio ujmujące, bo poza kiepskim wysyceniem, reszta wysoko stawia poprzeczkę. Moim skromnym zdaniem jest to kawał dobrze odbębnionej roboty - Piwowarzy mają powód do dumy z dwóch powodów - Przede wszystkim, uwarzyli coś innego, a w dodatku coś nie tylko "znośnego", ale i rewelacyjnego. Jeżeli więc chcecie znów poczuć Święta na podniebieniu, piwo Kormoran Świąteczne jest doskonały, by zanurzyć się w pamięci pozostałej po zeszłej wigilii. Tu mała dygresja - Być może browar nie żartował z tym Śledziem w piwie, być może Świąteczne sprzedawało się tak bardzo, że Technolodzy postanowili iść za ciosem? Swoją drogą ciekaw jestem, czy Śledź w piwie wyparłby Sushi? W końcu skoro jest piwo o smaku Chilli, trunek z domieszką wasabi jest tylko kwestią czasu.

Zapach: Poezja. Wyczuwalne są mocne nuty karmelowe które górują, choć tu przedziera się także charakterystyczny dla Czarnej Fortuny aromat. Wszystko uzupełnia niewielka doza pomarańczy wzbogacona o zapach domowej szarlotki. Po pewnym czasie uaktywniły się także cytrusy oraz płytki zapach kawy (choć jeżeli mam być szczery, dla mnie mogłoby tej kawy nie być wcale).
Kolor: Całkiem przyzwoity. Wiśnia oraz kora drzewna, wpada w czerń, choć pod światło ma intensywno czerwone przebłyski, wpadające w kolor czerwonej róży. Piwo to jest klarowne, choć sprawia wrażenie gęstszego. Przy dnie boryka się niewinnie pomarańcza, choć jest ona kompletnie tłumiona przez ciemniejsze odcienie.
Piana: Choć puszysta i sztywna, jest nietrwała. Plusem jest fakt, że pozostawia cieniutkie sznurowanie na ściankach pokala. Pianka nie urzeka, choć na usprawiedliwienie dodam, że ostatnio w ciemnych piwach bywało z nią różnie.
Smak: Po prostu szkoda opisywać słowami - powiedziałbym wręcz, że to piwo trzeba spróbować. Pierwsze skrzypce gra tutaj lekko korzenny smak, a drugą główną rolę odgrywają pierniki. To jednak nie wszystko, bo podczas dalszej degustacji wychwyciłem także nuty pomarańczy oraz cynamonu. Reszta to już szaleństwo kawy oraz karmelu. Ostatecznie na języku pozostawał mi lekko słodowy posmak, który idealnie zwieńcza wszystko.
Opakowanie: Etykietka bardzo schludna, estetyczna, na przodzie widnieje dom w leśnym zaciszu - Bardzo elegancka. Kontretykieta zawiera wszystkie kluczowe informacje, skład, parametry, krótki opis, adres browaru - To się chwali. Butelka zaszpuntowana jest firmowym kapselkiem.
Parametry: 6.1% Alkoholu, 16.5% Ekstraktu

niedziela, 18 marca 2012

Browar Jagiełło

Browar Jagiełło znajduje się w niewielkiej miejscowości Pokrówka nieopodal miejscowości Chełm. Działalność została zapoczątkowana w 1993 roku przez Lucjana Jagiełłę. Lucjan Jagiełło do zrealizowania swoich planów wykorzystał budynek po punkcie usługowym PGE, a już we wrześniu tego roku uwarzono w zakładzie pierwsze piwo. Na początku moce przerobowe tegoż browaru były niewielkie, sięgały raptem 6000 hl piwa rocznie. Dopiero z czasem Właściciel browaru modernizował swój zakład, zwiększając tym samym moc produkcyjną. Na przestrzeni lat, po dokonaniu kilku inwestycji, możliwości do warzenia piw zwiększyły się o ponad połowę, a na linii produkcyjnej pojawiały się coraz to nowsze brandy, oczekiwane przez rynek. Początkowo produkty browaru Jagiełło zasilały wyłącznie rynek regionalny. Jest kwestią bezsporną, że regionalny patriotyzm i chęć wspierania tradycji sprawiły, iż piwo stało się dość szybko szanowanym i cenionym towarem. Pieśń gminna o dumie chełmińskiej rozniosła się po całej Polsce, przez co nie minęło dużo czasu, gdy do właściciela napływały zamówienia z całego kraju. Rewolucyjny przełom zaczął się już w 2009 roku, kiedy browar wypuścił na rynek piwa takie jak Magnus oraz Lipcowe. Szybko trafiło do serc smakoszy. Prawdopodobnie to ten sukces zmobilizował do wypuszczenia Magnusów żurawinowych, śliwkowych i innych, które także zaskarbiły sobie podniebienia fanów.

Marka Magnus doczekała się młodszych braci. Na półkach sklepowych pojawiały się Magnusy czekoladowe, śliwkowe, żurawinowe, wiśniowe. Browar jednak nie przestawał zaskakiwać, ponieważ doczekaliśmy się także piwa cytrynowego, pomelo, wersji limitowanej "Black", rumowego.

Magnus Śliwkowy to ciemne piwo z dodatkiem śliwkowych refleksów. Doskonałe na święto śliwki węgierki, które corocznie odbywa się w Szydłowie nieopodal Kurozwęk. Jest to zdecydowanie jedna z lepszych pozycji browaru, która do dziś dzień cieszy się wielkim zainteresowaniem.

Magnus Żurawinowy to kolejna pozycja piwa ciemnego. Aromaty żurawiny doskonale komponują się z lekko wytrawnym smakiem piwa, dodając nutę orzeźwienia. Na podniebieniu wyczuwalna jest delikatna doza owocowa, która jest tutaj tylko drugoplanowa, stąd ten miły odcień nie zaburza nam harmonii pozostałych smaków.

Magnus Czekoladowy to piwo wielbione bardziej przez studentów i maturzystów, którzy bardziej lubują się w słodyczy. Nic dziwnego - Matury łatwe nie są, życie osładzać sobie trzeba. Magnus czekoladowy to kompletne przeciwieństwo Opata Czekoladowego oraz Zawiercia Czekoladowego.

Magnus Rumowy to po prostu piwo z domieszką "pirackiej krwi". Niewykluczone, iż jest to po prostu odzew na belgijskie piwo z dodatkiem rumu. Gorycz piwna połączona z delikatnym rumowym smakiem daje niesamowite połączenie. Jest to jeden z nowszych wynalazków browaru Jagiełło.

Ciekawostką, która do dziś dzień robi mi ćwieka, jest Magnus Black - Nie potrafię jasno określić, czy jest to piwo o smaku toffi, czy o smaku wanliowym. Pewnym jest jednak fakt, że smakuje ciekawie. Oczywiście jest to także jeden z młodszych braci Magnusa. Moim skromnym zdaniem, pozycja zdecydowanie lepsza od piwa czekoladowego, aczkolwiek o gustach się nie dyskutuje.

Oczywiście pozycji browaru Jagiełło jest wiele więcej, na ten przykład Magnus Wiśniowy. Ograniczyłem jednak opis do wyżej wymienionych - degustację pozostałych pragnę pozostawić wam, drodzy czytelnicy. Gwarantuję, że nie będziecie żałować, a więc smacznego!

sobota, 17 marca 2012

"Niepasteryzowane"

Termin "niepasteryzowane" w dzisiejszych czasach uległ dewaluacji. Minęły bowiem czasy, gdy termin ten nadawał piwom prestiż, wyróżnienie oraz szacunek. Pasteryzacja ma przede wszystkim na celu utrwalić piwo poprzez zwiększenie trwałości biologicznej. Jak zapewne wiecie, piwo niepasteryzowane liczy sobie raptem kilka tygodni terminu przydatności, nic więc dziwnego, że niektóre browary decydują się na wyjałowienie swoich produktów. Patrząc okiem producenta, towar oczekujący na zakup dłużej ma większą szansę na to, by trafić do naszych konsumenckich koszyków. Innymi słowy - im dłużej może czekać, tym lepiej, bo szansa, że w końcu się skusimy, jest znacząco większa. Z punktu widzenia sprzedającego - piwo pasteryzowane prędzej trafi do odbiorców. Należy także pamiętać o osobistych uprzedzeniach, negatywnych odczuciach oraz nieprzyjemnych wspomnieniach nabytych na przestrzeni lat z terminem "niepasteryzowane".

Termin "niepasteryzowane" stał się ostatnio bardzo modny. Można powiedzieć, że był to poniekąd atut małych browarów. Jedno niewinne słowo, a sprawiało, że piwo nabierało nowego znaczenia. Piwo niepasteryzowane było utożsamiane z piwem naturalnym, zdrowym, lepszym. Zasiane przez piwowarów ziarenko zrobiło dużym browarom ćwieka. Te bowiem chcąc dorównać małym zuchom (Jest to naturalny odzew w konkurencyjności) zaczęły wypuszczać piwa niepasteryzowane inaczej. Nie każdy bowiem zwracał uwagę na to, czy piwo ma sześć miesięcy terminu przydatności, czy też może sześć tygodni. Idąc tym tropem, po nitce do kłębka, natrafić można na wiele tematów, gdzie bardziej zaawansowani piwosze, piwowarzy domowi oraz technolodzy wypowiadają się na ten temat. Wielu wyraźnie podaje terminy "mikrofiltracji", "ultrafiltracji". Znaczy to mianowicie tyle, że piwo poddawane jest odfiltrowaniu. Piwo odfiltrowane pozbawiane jest korzystnych dla człowieka związków chemicznych oraz niegroźnych dla organizmu drożdży bogatych w kultury witamin grupy B.

Ostatnio Ciechan Wyborny zaczął posługiwać się terminem "nieutrwalone", podając tym samym na Ciechanie Wybornym definicję tego słowa. W telegraficznym skrócie jest to piwo niepasteryzowane, ale także niewyjałowione oraz naturalne. Termin ten jednak został zepchnięty na drugi plan, ponieważ ostatnim krzykiem mody jest słowo "nieklarowane", które ostatnio dominuje na piwnych etykietach. 

Jak więc radzić sobie z brutalnym marketingiem? Przede wszystkim nie ufać w zupełności temu, co jesteśmy w stanie przeczytać na produkcie. Wnioski nasuwają się same - Należy pić to, co nam smakuje, a niekoniecznie to, co jest w modzie. Nie pozwólmy, by dokonano wyboru za nas w przerwie reklamowej - Ostateczna decyzja należeć musi do nas - smakoszy.

piątek, 16 marca 2012

Dzień Świętego Patryka, moc zielonego święta

Co roku, siedemnastego marca na świecie obchodzone jest irlandzkie święto (zarówno religijne jak i narodowe): Dzień Świętego Patryka. Jest to dzień wolny od pracy, gdy mieszkańcy przebrani na zielono bawią się na pochodach i festiwalach. Niektórzy sądzą, iż jest to po prostu przywitanie nadchodzącej kalendarzowej wiosny, inni zaś twierdzą, że po prostu pożegnanie zimy (Tak jak topienie Marzanny). I choć wszyscy kojarzą to święto z piciem zielonego piwa, tak naprawdę źródła historyczne donoszą nieco inaczej.

Serwowanie piw zielonych nie należy do tradycji tegoż święta. Ten oto barwiony trunek podawany jest przede wszystkim turystom, którzy nie do końca znają zarys historyczny samej Irlandii. Prawdziwi rodacy piją Stouty (w szczególności Guinessa) lub lampkę dobrej Whiskey zwaną również "An Pota Pádraic", czyli "Dzban Patryka". Zwyczaj picia Whiskey tego dnia wziął się od legendy, która opowiada o Świętym oraz Szynkarce (Dawniej Szynkiem nazywano knajpy, piwiarnie). Historia ta mówiła o tym, że pewna właścicielka szynku nie dolewała nigdy Whiskey do pełna. Święty Patryk nastraszył kobietę, że jeżeli ta dalej będzie oszukiwać swych klientów, to dopadną ją potwory, zmory i diabły. Przerażona groźbą kobieta dbała odtąd o każdą kropelkę.

Również wszystkim znany przesąd dotyczący koniczynek ma tu swoje podłoże. Zapewne każdy już jako dziecko słyszał, że koniczyna przynosi szczęście. By to wyjaśnić, trzeba jednak sięgnąć pamięcią trochę w przeszłość. Według panującej w Irlandii legendy, Święty Patryk wykorzystał czterolistną koniczynę, by wytłumaczyć dogmat trójcy świętej jako jednego Boga. Irlandia była krajem pogańskim, a religię sprawowali tam druidzi. To właśnie Święty Patryk spotkał się z druidami praktykującymi pogańskie obrzędy, udzielając tym samym chrztu władcom i książętom, a także ich poddanym. Mówi się, że gdy znajdziemy czterolistną koniczynkę siedemnastego marca, to będziemy mieli dwukrotnie większe szczęście. Koniczyna - stąd między innymi ludzie ubierają się na zielono. Niektóre źródła donoszą także, że kolor zielony wziął się od Irlandii jako "Zielonej wyspy".

Nawiązując jeszcze do Koniczynki, jest ona jednym z dwóch symboli Irlandii. Mówiąc ściślej, chodzi o Shamrock, czyli trzylistną koniczynkę. Tym drugim symbolem jest średniowieczna Harfa Irlandzka, która jest także godłem Irlandii, znajduje się także na walucie Zielonej Wyspy oraz na wszystkim dobrze znanym Guinessie.

czwartek, 15 marca 2012

Piwo Warmiak ciemne niepasteryzowane, Browar Kormoran

Zanim przejdę do opisu Warmiaka, pragnę zapowiedzieć, iż wkrótce w sprzedaży, jak i na blogu pojawi się Kormoran Ciemny! Dokładnie tak - Piwo, które wcześniej zostało wycofane, wszystkim znane jako przyrodni brat Kormorana 5 odmian chmielu. Co ciekawe, tym razem do Ciemnego Kormorana Piwowarzy zdecydowali się dodać nieco płatków owsianych - Ciekaw jestem, co z tego wyrośnie. Wracając jednak do motywu przewodniego... Warmiak jest to piwo ciemne, niepasteryzowane, praktycznie wizytówka reprezentująca browar Kormoran. Po prawdzie jedno z moich pierwszych piw ciemnych, jakie piłem - Od czegoś trzeba było w końcu zacząć przygodę. Dziś dzień postanowiłem jednak, bez względu na dawne czasy opisać rzetelnie tą sztukę. Minusem tegoż trunku jest piana. Nietrwała, rzadka, szybko umyka. Jest trochę jak bąbelki w coca - coli. Jestem jednak w stanie wiele zrozumieć, zważywszy na to, że gdy tylko przechylałem szklanicę do ust, w nozdrza wdarł się całkiem przyzwoity zapach. Przede wszystkim wyczuwalna była nutka świeżości, zbóż oraz słodu. Warmiak jest jednym z pierwszych piw browaru, a etykietki zmieniały się jak w kalejdoskopie. Jak można zauważyć na zdjęciu, piwo to jest klarowne. Profil wpada w odcień wiśni, bordo z domieszką kory drzewnej. Pod światło widać, jak przez szklankę przebija się niezbyt wyraźna poświata żarówki, rozjaśniając lekko smolistą ciecz w brudno-wiśniowy kolor. Smak także przyzwoity, tutaj współgrają różne wrażenia, nie da się stwierdzić, czy jest to piwo wytrawne, czy słodkie jak Magnusy browaru Jagiełło. Dosyć smaczne, aczkolwiek piłem lepsze piwa ciemne - jest to rzecz bezsporna. Nie czuję zawodu, wręcz przeciwnie - wiedziałem co biorę, mało tego jestem zadowolony z dokonanego przez siebie wyboru. Lubię, lubiłem i mam nadzieję - będę lubił Warmiaka. Jest to jedno z fajniejszych (choć nie najlepszych) piw. Gorąco polecam wszystkim początkującym, jak i zaawansowanym smakoszom. Z pewnością piwo to posmakuje także fanom dawnego piwa Belfast, które warzy(ł) browar Jabłonowo.

Zapach: Bardzo przyjemny, intensywny. W powietrzu unosi się woń słodów, karmelu, pewna nieokreślona bliżej świeżość. Mimo, iż zapach jest znacząco wyczuwalny, nie jest ostry, nie drapie nosa, a wręcz przeciwnie - jest pewnego rodzaju pieszczotą i zapowiedzią doskonałego smaku.
Kolor: Jest to atrybut, który w Warmiaku mi się podoba. Za ten kolor mogę wybaczyć fatalną wręcz pianę. Całkiem przyzwoite odcienie - wiśnia, kora drzewna, bordo, ziarna kawy - dla mnie bomba, choć nie jest to nic nadzwyczajnego.
Piana: Nietrwała, rzadka, kiepska. Zawiodłem się i nie ukrywam swojego zażenowania. Jestem tylko zadowolony, że zdążyłem zrobić zdjęcie.
Smak: Melodia. Piwo to ma naprawdę bogaty i złożony smak. Przede wszystkim podczas degustacji wyczuwalna jest nutka karmelu, kawy, zboża oraz słodu. Jest to coś pomiędzy słodyczą karmelu a wytrawnością niektórych piw ciemnych. Smak tego piwa nie jest ostry, a wręcz przeciwnie - delikatny. Wszystko zwieńczone jest słodowym finiszem, a trunek wzbudza delikatne ciepełko w brzuchu. Gdzieś w oddali wyczuwalna jest także nuta chmielowa, choć w dużej mierze tłumią ją inne walory smakowe, a piwo samo w sobie jest bardziej słodkie.
Opakowanie: Etykietka stylizowana jest na wzór Świeżego i Rześkiego, stąd w pewien sposób przypominają rodzeństwo. Wszystko zwieńcza kapselek dedykowany browaru Kormoran. Etykieta jest bardzo schludna, czytelna, estetyczna, zawiera także wszystkie ważne informacje. Jak dla mnie - jest ok, choć wydanie, na którym widniał pan z fajką było przyjemniejsze - Niewykluczone, że była to po prostu edycja kolekcjonerska, lub po prostu fanaberia grafika.
Parametry: 6.5% Alkoholu, 14.5% Ekstraktu

środa, 14 marca 2012

Piwo Niemieckie Friedenfelser Steinwald Zoigl, pszeniczniak jasny

Przed wami Friedenfelser Steinwald Zoigl, niemieckie piwo pszeniczne. Ostatni pszeniczniak zza granicy, o ile dobrze pamiętam Herold, bardzo mi smakował, toteż pełen entuzjazmu podszedłem do tej sztuki. Miły zapach przy otwarciu, podczas nalewania natomiast piwo to bardzo się pieni. Miałem kilka ujęć zdjęć, natomiast to uznałem za najlepsze - przede wszystkim dobre światło, jak i ostrość (W końcu zdjęcie godne waszej uwagi, choć szału jak zwykle nie ma). Do rzeczy jednak. Zmysł powonienia rozpieszczany był przez zioła i chmiel, gdzieniegdzie wyczuwalne były także drożdże. Piwo to w zapachu jest dosyć intensywne, aromatyczne i wyraziste. Muszę przyznać, że jestem zadowolony. Nie mogłem się doczekać, i na samą myśl dostawałem ślinotoku. Spróbowałem więc, bo po chwili nawet kot zakręcił się koło kufla. Pierwszy łyk jakoś mnie nie urzekł. Dopiero po kilku następnych wyczułem nutki goryczy. Podczas degustacji udało mi się wychwycić także naprawdę subtelne nuty chleba razowego, oraz pewny biszkoptowy epizod. Piwo to jest naprawdę delikatne i sądzę, że dla osób, które przygodę z pszenicą zaczynają, ten browarek się zda. Bardzo podoba mi się etykietka, która jest estetyczna i czytelna. Całość jest łudząco podobna do Paulanera, zwłaszcza kapselek. Teraz może jednak odrobina ciekawostek. Z niemieckiego "Steinwald" w wolnym tłumaczeniu oznacza "Kamienny Las". Jest to pasmo górskie znajdujące się na terenach Bawarii leżące maksymalnie 946 metrów nad poziomem morza. Kamienny Las położony jest na południe od Górnej Frankonii. Strapionych podróżowaniem po górach turystów, tubylcy zapraszają także do Parku przyrodniczego "Stone Forest National Park". Niewykluczone, że piwo to ma związek z tymże pasmem górskim. To jednak jest informacja niepotwierdzona, niepoparta, stąd jest to tylko "gdybanie".

Zapach: Przyjemny, wyraźny, intensywny. Wyczuwalny jest wachlarz chmielu, ziół oraz słodu. Gdzieniegdzie boryka się drożdżowa nutka, która jest niczym ta "wisienka na torcie".
Kolor: Kolorystyka miodu, wpadająca nieco w miedź. Naprawdę przyjemnie się komponuje z białą pianką. Jak na pszeniczniaka przystało, jest to piwo niefiltrowane, mętne, a rozmieszane z resztką piwa drożdże dryfują jak gdyby woda w przestrzeni kosmicznej.
Piana: Czapowata, gęsta, kleista. Piwo to podczas nalewania strasznie się pieniło. Przyznam, że nie udało mi się nalać całości za pierwszym razem, nie mniej jednak pod koniec przelewania trunku do szkła utworzył mi się całkiem przyzwoity, biały grzybek z puchu.
Smak: No cóż, tutaj na początku miałem problem, aby dokładnie ten smak określić. Przede wszystkim to, czego mi brakło, to bananowe nutki. Lubię, gdy pszeniczniak jest zwieńczony tymże aromatem, to taka kropka nad i. Jest natomiast poza sporem fakt, że piwo to warte jest uwagi. Przede wszystkim ta pszenica jest bardzo delikatna i subtelna. Drożdżowa nuta nie wysuwa tu się na pierwszy plan, dając się popisać chmielowym i ziołowym akcentom. Jak już wyżej wspominałem, gdzieniegdzie borykała się biszkoptowa nutka, akcentowana pewnym refleksem chleba razowego. Goryczka uwydatnia się dopiero przy połowie piwa, aczkolwiek opada z gracją, nie porywa nas w tym piwie jakaś ostrość, czy ordynarność, wulgarność. Nie jest to najlepszy w smaku pszeniczniak, ale na pewno godny uwagi.
Opakowanie: Etykietka bardzo estetyczna, czytelna i schludna. Nie podano wszystkich informacji, choć kapselek jest dedykowany - Przyznam szczerze, że opakowanie jest bardzo reprezentacyjne. Butelka zwrotna, standard "eurówek".
Parametry: Alkohol 4.8%


wtorek, 13 marca 2012

Piwo Lwówek Wrocławskie Pils

  
Dziś dzień kolejna premiera w Kielcach. Pojawiło się piwo Lwówek Wrocławskie Pils. Niebawem także recenzja piwa Lwówek Belg. Przede wszystkim, co mnie zaskoczyło, to cena. Piwko to jest stosunkowo niedrogie, bo poniżej trzech złotych. Dlaczego "stosunkowo niedrogie"? Ponieważ cena Lwówków oscylowała w granicach 3,50. Etykieta moim skromnym zdaniem w porządku. Mogłaby być jedynie mniej zniszczona, bowiem wyszukanie butelki z nienadgryzioną nalepką było ciężkie. Ostatecznie udało się znaleźć coś odpowiedniego do zdjęcia. Jeżeli chodzi o zapach - jest naprawdę przyjemny, świeży, czuć nutki chmielu. W smaku wyczuwalna jest również nutka goryczy. Na pierwszym planie wyczuwalne są smaki chmielu polskiego, choć od czasu do czasu wyczuwalne są także aromaty piw niemieckich. Piwo pod światło jest po prostu przezroczyste, a wszystko ostatecznie zdobi bielutki puch. Sądzę, iż ciężko będzie przełamać piwowarom z Lwówka pierwsze lody, jeżeli celują głównie w rynek miasta Wrocław. Nie mniej jednak jest to naprawdę poważna konkurencja dla wszystkim znanego Piasta. Piwo to mi bardzo smakowało. Jest lekkie, rześkie, przyjemne, subtelne. Jest to doskonała alternatywa dla Lubusza - tu smaki są nieco zbliżone. Będę to piwo oblegał w szczególności latem.

Zapach: Przyjemny, chmielowy, rześki i świeży. Aż nie chce się odrywać nosa od szklanki. Nie chcę pisać, że doskonały, aczkolwiek jak na polskie warunki - jest solidnie.
Kolor: Złoto - nic dodać, nic ująć. Pod światło delikatnie słomkowe refleksy.
Piana: Gęsta, kleista, aczkolwiek niska. Trzyma się na powierzchni dość długo, towarzyszyła mi przez całą degustację, zostawiając na ściankach szklanki białe firanki. Świetna sprawa. Bielutki puch przypominał mi trochę kolor białego sera ze śmietaną.
Smak: Jesteśmy przy najlepszym. W smaku wyczuwalna jest nuta polskiego chmielu, a gdzieniegdzie przypominają się także nutki charakterystyczne dla piw niemieckich. Jest to doskonałe połączenie. Goryczka tutaj jest subtelna, delikatna, choć wyraźna. Myślę, że piwo to śmiało może konkurować z Wrocławskim Piastem. Pytanie tylko, czy lokalny patriotyzm nie zaważy.
Opakowanie: Trochę krzywo naklejone nalepki, trochę pomarszczone... Jakby trochę niedbale. Niektóre poobgryzane, butelki zaś poobcierane - Nieładnie, gdyż w przypadku Lwówka Ratuszowego bądź Książęcego, estetyka została zachowana. Co do samej szaty graficznej, bardzo fajna i przyjemna, zachowana w tonacji Ciechana Wybornego oraz Lwówka Książęcego. Wpada w oko.
Parametry: Alkohol 4.2%, ekstrakt 10.0%

piątek, 9 marca 2012

Göller, Kellerbier Naturtrüb

Kellerbier to po niemiecku piwo piwniczne (der Keller - piwnica). Fermentacja dla tego podgatunku podobno nie jest ściśle określona (Może to być piwo zarówno fermentacji dolnej, jak i górnej). Spotyka się Kellery jasne, jak i ciemne. W przypadku Gollera jest to piwo bardzo mętne, nieklarowne, a na dnie spoczywał niewielki drożdżowy osad. Z początku myślałem, że Piwo "piwniczne" to po prostu coś na zasadzie pszeniczniaka. Nic bardziej mylnego. W Internecie, jedno ze źródeł podaje, iż piwa typu Keller leżakuje dosyć krótko, bądź też wcale (zazwyczaj w niskich temperaturach, czemu służą zresztą piwnice). Jeżeli Keller leżakuje, to na ogół w niezaszpuntowanych butelkach, stąd też niskie nasycenie dwutlenkiem węgla. I faktycznie, podczas degustacji (choć obficie się pieni przy nalewaniu), piwo to nie było zbyt nagazowane. Pierwotnie piwo to nazywano "Zwickel". Nazwa ta była skrótem od kraniku w kształcie klina zwanym Zwickelhahn, który służył piwowarom do ściągania próbki piwa z beczki. Co do samego piwa - mogę powiedzieć śmiało, iż piję pierwszego swojego Kellera w życiu i jestem zadowolony. Dość brudnawa pianka, nieklarowny profil. Bomba. Co do smaku - można tutaj dużo opowiadać. Póki jednak ktoś nie spróbuje, nie przekona się osobiście. Uważam, że smak jest tutaj odpowiednio zgrany, choć dość intrygujący - Prawdę powiedziawszy nie mam żadnego punktu odniesienia, stąd też nie wiem, czy piwo powinno tak smakować. W moim osobistym odczuciu jednak jest jak najbardziej w porządku. O tym jednak napiszę za chwilę. Sam trunek pochodzi z miejscowości Zeil am Main, w okolicach Bambergu.

Zapach: Dość niewyraźny. Wyczuwalna delikatna drożdżowa nuta, choć w zasadzie jest zbyt mdła, by stwierdzić coś więcej.
Kolor: Całkiem przyjemny, w odcieniach miodu, z dozą brązu i kasztanów. Wpada nieco w złoto oraz odcień skórki chleba.
Piana: Choć kleista, to jednak nietrwała. Na początku wzburza się dość bogata fala bąbelków, nie mniej jednak potem ustępuje i pozostawia po sobie niewielki osad, który także w końcu zaraz zanika. Piwo prawie nie pracuje.
Smak: Tutaj można pisać nieco więcej. Smak bowiem jest dosyć bogaty. Można powiedzieć, że szeroka gama, którą prezentuje Göller Kellerbier jest tu ogromnym atutem. W piwie już na samym początku wita nas intensywna słodowa nuta pomieszana ze smakiem białego chleba. Na początku podniebienie pieści pewnego rodzaju goryczka, którą ciężko zdefiniować. Tak naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć, czy odpowiada za to chmiel, aromat jest dość słaby, jakby zwietrzały. Rekompensatą jest tu jednak niesamowity winny akcent - Można powiedzieć, że przez chwilę miałem wrażenie, jak gdybym degustował wytrawne, czerwone wino. Przy dłuższej degustacji wyczułem także niewielki miodowy bonus oraz tło z zielonych jabłek. Finiszuje jednak słodowość oraz lekko alkoholowa nutka, która wprowadza tutaj pewien element zaostrzenia całości, przez co piwo dużo zresztą zyskuje. Ta oto nutka podciąga resztę o niebo wyżej. Walory smakowe po części nawiązują do piw belgijskich - Od czasu do czasu faktycznie towarzyszyła mi myśl, że piję jakieś piwo górnej fermentacji z belgijskiej piwnicy. Pozycja godna powtórzenia za sam smak. Z całą pewnością jedno z fajniejszych piw, choć nie najlepszych - Moim skromnym zdaniem, jest to doskonałe piwo na lato, gdyż bardzo orzeźwia.
Opakowanie: Kompletne, za wyjątkiem informacji o zawartości ekstraktu. Butelka z krachlą, zamknięcie ceramiczne. Etykieta schludna, do tego kontretykieta i krawatka. Bardzo przyzwoite opakowanie - to tak w skrócie.
Parametry: Alkohol 4.9%

czwartek, 8 marca 2012

Browar Zawiercie, Piwo Czekoladowe

Zapewne każdy kiedyś spotkał się na rynku z terminem "piwo czekoladowe". Zdania tu są podzielone. Jedni twierdzą, że połączenie słodyczy czekolady z gotyczą chmielu jest wręcz absurdalne, inni zaś uważają, że taka kombinacja jest wprost świetna. Dziś w narożniku podejmujemy Zawiercie Czekoladowe. Od producenta dowiadujemy się, iż jest to po prostu Stout browaru na Jurze. I faktycznie - górna fermentacja, smolisty, a pod światło widać wiśniowe refleksy. Profil tego trunku nie przepuszcza nawet jednej smugi światła. Przede wszystkim, za co należy się ogromna pochwała - piana. Myślę nawet, że można ją określić mianem kożucha. Ta bowiem gęstością zniewala. Przez grubo ponad pięć minut znad brzegów szklanki wystawał gęsty puch. Chcąc nacieszyć oko, dałem piwu pooddychać - w końcu jest wiosna! Z upływem czasu, podczas degustacji, po białym kapeluszu zostaje jedynie ślad na brzegach szklanki, a mimo to na powierzchni utrzymuje się biały, drobnoziarnisty, gęsty dywan. Pod tym względem czułem nieopisany zachwyt. Ogromny plus. Co do zapachu - jest jak najbardziej O.K. Wyczuwalna woń karmelu, słodu. W tle boryka się dość szeroki wachlarz zbóż i świeżo mielonej kawy. Co prawda nie lubię kawy, ale sam zapach jest naprawdę przyjemny - nie da się więc ukryć, że byłem zadowolony. Czekolada jednak ukazuje swe oblicze podczas degustacji. Tutaj mamy do czynienia z lekko karmelowym smakiem podkreślonym aromatem palonego słodu. Ta czekolada jest idealnym wykończeniem - moim zdaniem akcentuje wybornie całość, w tym wypadku jest to po prostu zwykłe zawiązanie całości. Kwintesencja oraz dopełnienie. To jest to, czego człowiek oczekiwał, aczkolwiek się nie spodziewał - Przede wszystkim przed degustacją rosła obawa, iż jest to kolejna smakowa pozycja, która strasznie zamula. Nic bardziej mylnego. W skrócie - Dla smakoszy piw słodkich, zalecam lepiej sięgnąć po Lubuskie Czekoladowe bądź też Czekoladowego Magnusa. Zawiercie Czekoladowe z pewnością zachwyci tych wymagających piwoszy, oczekujących od piwa czegoś więcej. Z całą pewnością także podejdzie osobom, które lubią piwa gorzkie. Ta gorycz bowiem jest odpowiednio wyważona oraz stonowana. Myślę, że niektórzy konsumenci niesłusznie dyskryminują to piwo. Jest co najmniej godne polecenia, a już na pewno warte uwagi. Browar na Jurze w Zawierciu zalicza się do tych mniejszych. Leje się tam rocznie około 20 000 hl piwa. Stosunkowo do innych browarów jest to naprawadę niewielka ilość. Zastanawiającym jest jednak fakt, czy właściciele browaru nie mają rynku zbytu, czy po prostu wolą trzymać jakość. Cóż, stawiam na to drugie. Niestety w związku z problemamy związanymi z aparatem, musiałem posiłkować się wcześniej już zrobionym zdjęciem.

Zapach: Bardzo przyjemny, wyczuwalna jest nuta zbóż, od czasu do czasu można natknąć się także na karmel. Doskonałe połączenie zwieńcza wachlarz słodu oraz kawy. Pod względem zapachu jest to jedno z lepszych piw, jakie udało mi się uraczyć ostatnimi czasy.
Kolor: Jest to ciemne piwo, niemal smoliste. W tle wychwycić można od czasu do czasu wiśniowe refleksy, nie mniej jednak przez mroczną poświatę nie przebije się nawet najcieńsza smuga światła.
Piana: Doskonała, trwała, sztywna. Myślę, że jedna z lepszych, jakie dotychczas uraczyłem. Nie ukrywam zadowolenia. W skali od 1 do 10, daję zasłużone maksimum. Delikatny puch utrzymuje się bardzo długo. Podczas nalewania wzburza się niemal fala bąbelków, by ostatecznie osiąść na wysokości "dwóch palców". Aż żal psuć sobie widoki.
Smak: W smaku wyczuwalny jest przede wszystkim czekolada - Można by rzec, że tenże refleks dominuje resztę. W roli pomocnika - palony słód. Na ławce rezerwowych niewielka wytrawna nuta, delikatna kwaskowość oraz kawa.
Opakowanie:  Nie jest jakieś szałowe... Co prawda jest krawatka, kontretykieta, zawarte są wszystkie informacje, nie mniej jednak butelki często są strasznie odrapane i ukidane. Zdarza się, że butelki są uświndolone etykietkami z innych browarów (Na ten przykład kiedyś zdarzyło mi się zauważyć Zawiercie Czekoladowe z naklejoną etykietką "Kasztelan Niepasteryzowane". To ogromny minus. Zaletą natomiast jest fakt, że etykiety zawierają pełną informację (Zawartość ekstraktu, rodzaj fermentacji także).
Parametry: Alkohol 5.6%, ekstrakt 13.1%

wtorek, 6 marca 2012

Browar Południe, Krakowiak nieklarowny

Dziś pragnę zaprezentować piwo Krakowiak Nieklarowny, nowy twór zaprezentowany przez Browar Południe. Jeszcze nie tak dawno rozlewany do butelek, do kupienia w Brewerland przy ulicy Romualda 15 oraz Klonowa 54. Może pierw coś o samym piwie. Pierwszym skojarzeniem z Krakowiakiem było "Naturalne Niefiltrowane" oraz Brackie Mastne. Jak możemy przeczytać z etykiety, jest to piwo "wielosłodowe" (niewykluczone, że jest to po prostu odpowiedź na Trybunał Trójsłodowy z Piotrkowa Trybunalskiego). Krakowiak jest pasteryzowany, uwarzony został na bazie słodu pilzeńskiego, jęczmiennego oraz karmelowego. Z kontretykiety można zaczerpnąć odrobinę historii. Może teraz jednak coś o samych refleksjach przy piwie. Nieustannie towarzyszyło mi uczucie, jak gdybym pił kiedyś coś podobnego, choć tak do końca nie jestem w stanie stwierdzić, co. Piwo to jest bardzo delikatne, niewykluczone, że delikatniejsze nawet od samego Kresowego. Rześkie i orzeźwiające, przyjemne w smaku. Goryczka dość subtelna, tutaj mogłaby być intensywniejsza, gdyż szybko zanika. Piwo to jednak zasługuje na pochwałę za pianę, która jest całkiem okazała, czapowata, a podczas degustacji pozostawia po sobie ślady zarówno w postaci pajęczynek na gładkich ściankach szklanki, jak i puszystą warstwę białego puchu na wierzchu. Co pozostawia sobie wiele do życzenia, to znikomy zapach. Moim skromnym zdaniem należy ten szczegół nieco dopracować. Spodziewałem się także bardziej drożdżowego smaku, zważywszy na to, iż jest to piwo "nieklarowne". Ogólnie mówiąc, piwo nie urzeka, ale jest całkiem smaczne. Warte polecenia i uwagi, z całą pewnością jest to poważna konkurencja dla Ciechana Wybornego. Na pewno pozycja, do której jeszcze wrócę, by sprawdzić, czy coś nie coś się zmieniło. Należy brać pod uwagę fakt, iż jest to jedna z pierwszych warek - innymi słowy czas na dopracowanie wszelkich szczegółów. W skrócie: Piwowarzy z Południa stanęli na wysokości zadania, aczkolwiek nie powinni jeszcze spoczywać na laurach.

Zapach: Znikomy, prawie niewyczuwalny, ciężki do określenia. Szczegół, który należy zdecydowanie dopracować.
Kolor: Całkiem przyjemnie prezentuje się barwa tego piwa. Wpada w odcienie słomkowe, przypomina trochę herbatę z miodem i cytryną, choć ta jednak jest nieco ciemniejsza. Pod światło, trunek ten ma kolor kłosów zboża.
Piana: Jest wręcz w porządku, całkiem nieźle się prezentuje. Kleisty, czapowaty kapelusz zdobi przyjemny profil piwa. Piana jest doskonałym wypełnieniem oraz dużą rekompensatą za zapach, którego nie uraczyłem. Krakowiak pod względem białego puszku bije na głowę nie jedno piwo niemieckie, które potrafiły mocno rozczarować. Co ciekawsze, trunek cały czas pracuje - jest moc.
Smak: Nieodparte wrażenie, że skądś znam te nuty smakowe mnie nie opuszcza. Nie jestem jednak w stanie określić, co tak naprawdę przypomina mi ten lekko chmielowy, smaczek. W tle gdzieniegdzie boryka się słodowo - chlebowy akcent, choć pierwszoplanową rolę gra tutaj nuta chmielu oraz tajemniczy posmak. Piwo to, jeżeli chodzi o bukiet, bardzo mi smakowało. Jest bardzo delikatne i orzeźwiające, nie jestem jednak w stanie określić, czy delikatniejsze od Kresowego Jasnego Pełnego. Jedno jest pewne - tych słodkawych nutek nie uświadczyłem - Nie jest to ani wada, ani zaleta, raczej stwierdzenie faktu.
Opakowanie: To jest poza sporem, że opakowanie jest bardzo estetyczne i schludne. Butelka bezzwrotna, etykieta czytelna, utrzymana w odpowiedniej kolorystyce. Ponadto jest także krawatka, dedykowany kapsel Browaru Południe oraz... Zawieszka na stylowym sznurku. Wewnątrz zawieszki można przeczytać, jak należy serwować piwa "nieklarowne". Niby żadna filozofia, a jednak niektórzy nie posiadają takiej wiedzy. Z tyłu tejże zawieszki zamieszczono ciekawostkę. Kontretykieta zawiera mnóstwo ciekawych sformułowań, zawarte tam zostały także wszystkie konieczne dla konsumenta informacje. Ogromny plus.
Parametry: 6.0% Alkoholu, 12% ekstraktu.

czwartek, 1 marca 2012

Krakowiak już rozlany

Na dniach, piwowarzy Browaru Południe rozlali do butelek swój nowy produkt. Krakowiak nieklarowany - Piwo to powinno już niebawem pojawić się także w Kielcach, wtedy wówczas poddamy to piwo wnikliwej degustacji. Można powiedzieć, że z nadejściem wiosny nadchodzą nowe piwa - już niebawem bowiem 8 marca, czyli święto kobiet. Na przełomie lutego oraz kwietnia pojawiło się dużo więcej piwnych ciekawostek. Jabłonowo wypuściło swojego Altbiera, natomiast Lwówek konkurencyjnie dla piwa Klasztornego - Lwówek Belg. Niewykluczone, że na piwnym rynku pojawi się więcej ciekawostek. Czekamy zniecierpliwieni na odpowiedź browaru Kormoran oraz Konstancin, które to również trzymają fason. Niewykluczone, że Krakowiak Nieklarowany podbije serca wszystkich fanów Ciechana Wybornego - Zniecierpliwieni czekamy na rezultat ciężkiej pracy Technologa z Wąsosza. Już niebawem wielka premiera!

czwartek, 23 lutego 2012

Stout z browaru Południe

Stout Browaru Południe to ciemny, gorzki trunek. Sama nazwa w środowisku piwoszy uchodzi za dziwną i nieadekwatną. Jest to bowiem piwo dolnej fermentacji, według wielu osób bardziej przypominające Schwarz-a, aniżeli tytułowego Stout-a. Wiele osób traktuje to jako celowe wprowadzenie w błąd oraz nieuczciwość względem konsumenta ze strony browaru z Wąsosza. Na pytanie - dlaczego Stout - odpowiada pan Jakub Kłos: `Naszym celem jest warzenie przede wszystkim dobrych piw, które znajdą swoich zwolenników - To jest głównym przedsięwzięciem browaru. Po pierwsze, na kontretykiecie jasno jest napisane, iż jest to nasza interpretacja tegoż podgatunku. Ponadto nasze piwo zalicza się do rodziny Stout-ów. Dodatkowo informujemy także piwoszy o zastosowaniu dolnej fermentacji. Termin "tradycyjnie warzone" odnosić miał się natomiast do samej produkcji. Nie stosujemy nowoczesnych technologii HGB, do warzenia tosujemy chmiel, słód jęczmienny i prawdziwe drożdże piwowarskie. Innymi słowy - my po prostu warzymy piwo. Chcąc ominąć dywagacje jaki to stout napisaliśmy jaka to fermentacja - czyli dolna by nie wdawać się z dyskusję, a czy przypadkiem nie jest to Coffee stout, ponieważ podczas degustacji towarzyszy kawowa nutka, albo czy to nie jest Chocolate stout, czy też jak niektórzy by woleli, Porter Bałtycki. Tu z kolei byłby problem, gdyż nie jest to piwo mocne, jak Bałtycki Porter.` - O co więc chodzi z tą wiekową recepturą? - `Fraza "warzone według oryginalnej receptury" odnosić się ma natomiast do oryginalności, niepowtarzalności, gdyż w naszym odczuciu zastosowano recepturę ciekawą, zdecydowanie różniącą się od pozostałych piw - Co dla nas tożsame jest z oryginalnością. Mieliśmy także na celu podkreślić, że jest to piwo ciemne, lecz nie porter. Co do receptury z XVII w., oczywiście tutaj także zamysł był nieco inny. Nie sądziliśmy, że nasze słowa zostaną odebrane w ten sposób. Przede wszystkim nie chcieliśmy nikogo wprowadzać w błąd, że jest to receptura z XVII wieku. Chodziło nam o przekaz, iż korzenie Stout-ów jako gatunek sięgają XVII w., a korzenie tych piw faktycznie sięgają tamtejszych lat`. Na forum dla piwoszy niedawno wywiązała się dodatkowo dyskusja, w której przeczytać można o przypadkach Stout-ów dolnej fermentacji. Jednym ze sztandarowych przykładów jest Castle Milk Stout browaru SABMiller. Przypadków jest jednak więcej. Można spotkać Guinessa warzonego na licencji przy użyciu drożdży dolnej fermentacji, kolejnym przypadkiem jest Dragon Stout z Jamajki, Kirin Stout z Japonii, jak podaje na forum piwoszy, użytkownik Mason.


Myślę, że Twórcy browaru Południe zachowali się bardzo fair względem konsumentów. Przede wszystkim dlatego, iż podali rodzaj fermentacji, czego inni Producenci unikają. Przejdźmy jednak do rzeczy. Piwo smoliste, nieprzejrzyste, pod koniec degustacji widać było jedynie wiśniowe refleksy.

Zapach: Delikatny, średniointensywny, karmelowo - kawowy. Gdzieniegdzie boryka się delikatna zbożowa nuta. Piwo to na pierwsze wrażenie zmysłu węchu kojarzy mi się z ostatnio pitym Ciechanem Porterem.
Kolor: Kolorystyka tego piwa nie zaskakuje. Jest po prostu czarne. Pod światło niewiele widać, w zasadzie przy brzegach oraz na dnie spostrzec można niewielkie wiśniowe refleksy. Nie mniej jednak piwo to jest nieprzejrzyste, jak w przypadku innych Stout-ów.
Piana: Bardzo przyjemna, czapowata, lekko wodnista. Kolorystycznie wpada w odcienie jasnego chleba z domieszką beżowej barwy. Przyjemna, utrzymuje się do końca piwa, zostawiając na brzegach szklanki beżowe wstążki.
Smak: Bardzo przewidywalny, niczym nie zaskakuje. Podczas degustacji czuć intensywne nuty kawowe, delikatne tło palonego słodu oraz dozę czekolady. Na podniebieniu aromat ten nie utrzymuje się dość długo, choć pozostawia po sobie miłe odczucie. Piwo to sprawia wrażenie świeżego. I choć większy akcent wywarto tutaj na kawową rozkosz, palony finisz mógłby zostać zastąpiony czekoladowym. Podczas degustacji udało się także wychwycić pewien kwaskowy epizod.
Opakowanie: Jak w przypadku browaru Południe, opakowanie jest estetyczne, schludne oraz eleganckie. Bardzo ładnie wszystko jest skomponowane. Butelka bezzwrotna, do jednorazowego użytku - Z butelkami bowiem bywa różnie, niektóre bywają uszczerbione, inne po prostu strasznie zarysowane. Wszystko zwieńczone jest dedykowanym kapslem. Do piwa dołączona jest także ulotka ze szczegółowymi informacjami browaru. Na kontretykiecie można przeczytać dosłownie wszystko, czego piwosz oczekuje. Zarówno typ fermentacji jak i parametry.
Parametry: 5.5% Alkoholu, 13% ekstraktu.